To żelazny dowód na rozwód z jej winy i możliwość dla mnie na zatrzymanie dziecka oraz zasądzenie od niej alimentów. Nie ma już siły, żebym przegrał w sądach. 7 lat znosiłem upokorzenia, krzyki, rzucanie się do mnie z łapami i latające po domu artykuły gospodarstwa domowego.
Witam. Mój 5-letni York Shire Terrier miał kontuzję nogi, a mianowicie zerwał ścięgno i miał słabe czucie w prawej tylnej łapce. Weterynarz dał leki przeciwbólowe i powiedzial ze to tylne konczyny przestaja pracowac i dal jakies silne tabletki. Oczywiscie wydawalo mi sie ze to nie o to chodzi, ale zdalem sie na kompetencje weterynarza. Po kilku tygodniach pies zaczął wymiotować, myslalem ze to zwykle zatrucie pokarmowe, wiec przestałem podawac leki od weterynarza i podałem wegiel odpowiedni dla wagi mojego Yorka. Pies słabł i jego stan sie pogarszał więc pojechałem znów do tego samego weterynarza który stwierdził "niedowład konczyn tylnych". Okazalo sie pozniej ze przez za silne leki jego uklad pokarmowy przestał działać, czego skutkiem było pożegnanie się z życiem. Wiem że robienie scen nie przywróci życia mojego pupila, ale Lekarz wykazał się olbrzymią niekompetencją. Nie chce odszkodowań pieniężnych, ani satysfakcji z ukarania weterynarza, ale chce aby taka sytuacja się nie powtórzyła i żeby inni ludzie nie pożegnali się ze swoimi zwierzętami. Z góry dziękuję Quote Samochód potrącił psa. Pojechali do weterynarza. pies miał połamane kości, poważne obrażenia wewnętrzne, zero szans na przeżycie nawet gdyby go zoperowano. Poprosili wiec aby go uśpili
Witam. Bardzo proszę o pilną pomoc. W poniedziałek moja półtora roczna suczka została oddana do weterynarza i poddana sterylizacji. Po zabiegu do dnia wczorajszego czuła się bardzo źle. Nie chciała jeść, pić, wyjść na dwór ani w ogóle się poruszać. Przed zabiegiem była zdrowym pełnym życia psem, miała wszystkie szczepienia, jadła dobrą karmę i miała jak w niebie. A wróciła całkiem odmieniona. Myśleliśmy, że to normalne po operacji musi dojść do siebie. Lekarz przepisał antybiotyk oraz kazał przemywać ranę kilka razy dziennie, suka miała też kołnierz aby nie dotykała rany. Po powrocie bardzo dziwnie się zachowywała. Miała odruchy wymiotne, bardzo szybki i płytki oddech. Niestety rano okazało się, że suczka nie żyje ! :( była godzina 5 rano a ona leżała już zimna i sztywna choć o 1 w nocy jeszcze zaglądałam do niej i żyła choć cały czas miał odruchy wymiotne, ale nie wymiotowała. :( wzięliśmy od razu psa do samochodu i natychmiast pojechaliśmy do weterynarza, który wykonywał jej zabieg. Reakcja lekarza bardzo nas zdenerwowała gdyż w ogóle się tym nie przejął i powiedział "tak czasem bywa" . Lecz ona była jak człowiek w naszej rodzinie i mamy do siebie straszny żal, że oddaliśmy ją na śmierć :( przecież psy od sterylizacji nie zdychają. W drodze do lekarza poleciała jej z pyska i nosa krew. Lekarz na miejscu rozciął ją by "sprawdzić rzekomą przyczynę zgonu ". Zauważył tam niby powiększone płuco. Lecz przecież nie od tego zdechła. Szukam informacji na internecie i stwierdzam, że pies może zdechnąć tylko i wyłącznie z winy nieporadności lekarza. Proszę pomóżcie mi udowodnić winę temu lekarzowi i wyjaśnijcie mi powód śmierci mojego kochanego psa :( z góry zaznaczam, iż suczka nie miała robionych żadnych badań przed zabiegiem. Życia jej to nie przywróci, ale nie mogę tego tak zostawić. Czekam na odpowiedź. Pomóżcie proszę. :( Jeśli chodzi o zażalenia na czynności lekarsko weterynaryjne to w Polsce zajmuje się tym Izba Lekarsko-Weterynaryjna. Najlepszym jednak sposobem na rozwiązanie tej sytuacji jest niestety szczera rozmowa z lek. wet. i polubowne załatwienie sprawy bo jak Pani wspomniała życia Waszej suczce to nie wróci. Jeśli lekarz weterynarii nie wyraża zgody na taką rozmowę, wtedy ewentualnie można zasięgnąć środków prawnych.

Życie z psem. Wasze historie! Nie miała pieniędzy na leczenie psa, więc go oddała. psy.pl. Ten tekst przeczytasz w 2 minuty. Tę historię usłyszałam ostatnio od znajomej pani weterynarz. O starszej pani, która choć swego psa bardzo kochała, nie miała pieniędzy na operację ratującą psu życie. Musiała wybierać.

Dwa tygodnie temu wraz ze swoją 11-letnią suczką odwiedziłam weterynarza w celu zaszczepienia jej na wściekliznę. Zwróciłam uwagę na to, że z psem ostatnio dzieje się coś dziwnego, jest osłabiona i bez przerwy dyszy - nawet w chłodne dni. Pani weterynarz zbagatelizowała tą informację twierdząc, że najpierw ją zaszczepimy, a w domu psa należy obserwować i jak nic się nie zmieni to przyjść za tydzień. Po tygodniu zaczął się horror, pies dyszał coraz bardziej, nie był w stanie przejść 20m, nie mógł wejść/zejść po schodach, ślinotok, opadanie głowy, brak koordynacji ruchowej, rozjeżdżanie się łap, otępienie, brak kontroli nad oddawaniem moczu. Weterynarze badali psa i odsyłali do domu, twierdząc że badanie krwi, prześwietlenie klatki piersiowej, EKG na nic nie wskazują - wyniki były dobre - jedyne co ich zdziwiło to strasznie duża ilość leukocytów - stwierdzili, że to infekcja. Dostała zastrzyki przeciwbólowe i sterydy. Rano stan psa się pogorszył, nie mogła zejść po schodach, położyła się na dole, w pewnej chwili wstała, napięła wszystkie mięśnie i upadła, umarła w ciągu 3 sekund. Mam pytanie, czy zaszczepienie chorego psa na wściekliznę może być przyczyną jej śmierci? Szczepionka na wściekliznę zawiera toksyczny tiomersal, czy podanie go choremu psu, z obniżoną odpornością mogło doprowadzić do śmierci? Badania wykazały, że pies ma powiększoną wątrobę, w momencie kiedy pies był chory i miał obniżoną odporność, w jego organizm wszczepiono toksyny, rtęć, organizm bronił się przed toksynami, które atakowały różne narządy, broniła się również wątroba, stąd zmiany w jej wielkości, toksyny sparaliżowały rdzeń kręgowy stąd niedowład kończyn, trudności w poruszaniu się, natychmiastowa śmierć. Czy to jest możliwe? Na pewno szczepienie zwierzęcia wykazującego objawy chorobowe nie powinno się zdarzyć. Gdyby szczepionki miały takie działanie jak Pani opisała, nie byłyby dopuszczone do stosowania. Antygeny zawarte w szczepionce powodują mobilizację układu odpornościowego w tym kierunku, jeśli faktycznie toczyła się jakaś infekcja w organizmie, to układ odpornościowy został "podzielony" - musiał zająć się szczepionką i infekcją. Jak rozumiem, krew była badana kilka dni po szczepieniu, więc uważam, że w tym wypadku wzrost leukocytów nie jest niczym niezwykłym. Może przyczyna leży gdzieś indziej? Może była to niewydolność krążenia, może pies chorował na serce? Stąd te wszystkie objawy niedotlenienia i osłabienia? Powiększona wątroba może wskazywać na zastoinową niewydolność krążenia. Ale to oczywiście niepotwierdzone domysły, myślę że nie należy dalej tego roztrząsać i myśleć w tych kategoriach ponieważ będzie to napędzało smutek i żal w waszych sercach. Łączę wyrazy współczucia.
Przed kieleckim sądem rejonowym zapadł wyrok w sprawie weterynarza, który był oskarżony o uśpienie zdrowego psa. Mężczyzna przez pomyłkę podał zastrzyk innemu zwierzęciu niż powinien.

Na fanpage’u weterynarza Przemysława Łuczaka z Egzoovet ukazał się post dotyczący niezwykle kontrowersyjnego tematu. W tekście tym weterynarz (nominowany zresztą do nagrody Serce dla Zwierząt w zeszłym roku) odmawia pomocy zwierzętom, których opiekunowie nie dadzą rady ponieść kosztów drogiego leczenia. A przecież zawód ten powinien być wykonywany przez osoby z powołaniem, które stawiają dobro zwierząt ponad wszystko! O co więc chodzi? Dlaczego weterynarze odmawiają ratowania umierającego psa? Czy dla nich liczy się tylko kasa? „Dali suczce mojej znajomej umrzeć w męczarniach” Wszystko zaczęło się od innego postu zamieszczonego na Facebooku. Fanpage Spotted: Skarżysko-Kamienna umieścił wpis swojego fana. Uwaga! Dziękuję weterynarzom ze Sakrżyska i okolic, którzy dali suczce mojej znajomej umrzeć w męczarniach. Z powodu braku pieniędzy, bo to młoda osoba, została poinformowana, że musi zapłacić kosmiczną sumę i bez tego nie pomogą. Widać, jak bardzo weterynarzom „miłośnikom zwierząt” zależy na dobru psa. Suczka nie mogła urodzić reszty piesków i po prostu zdechła. Można by okazać trochę skruchy, ale pieniądze są ważniejsze – czytamy na Spotted: Skarżysko-Kamienna. Opisany przez spotterkę przypadek naprawdę mrozi krew w żyłach. Suczka umarła tylko dlatego, że weterynarz odmówił udzielenia jej pomocy bez opłaty. Wygląda więc na to, że dla niego pieniądze były ważniejsze niż życie bezbronnego zwierzęcia. A właścicielka była młoda i niezbyt majętna. Co tu się dziwić – kogo w tych ciężkich czasach stać na tak drogą operację? Z czyjej winy umarła suczka? Na ten właśnie wpis zareagował weterynarz Przemysław Łuczak. Skomentował to tak: Post weterynarza spotkał się ze zrozumieniem internautów. Niemal wszyscy komentujący rozumieją, że weterynarze odmawiają leczenia psów za darmo, bo muszą się z czegoś utrzymać. Komentujący twierdzą też, że śmierć suczki opisanej na Spotted: Skarżysko-Kamienna nie była winą rzekomo bezdusznych weterynarzy. Odpowiedzialność za tę sytuację ponosi wyłącznie opiekunka, która nie wysterylizowała psiaka i nie pomyślała, że opieka nad zwierzęciem wymaga pieniędzy. Jeśli nie jest się w stanie pokryć kosztów leczenia zwierzęcia to może należałoby się zastanowić czy jest się odpowiednim opiekunem dla niego. Nie masz pieniędzy na utrzymanie zwierzaka – nie bierz go do siebie. A tym bardziej się ich nie rozmnaża. Weterynarz jest przedsiębiorcą jak każdy inny, też ma czynsz, lokal, zus, podatki. Sprawa prosta ale niestety wśród Polaków istnieje przekonanie że istnieje jakiś NFZ weterynaryjny. Głupotą jest pozorne branie na siebie odpowiedzialności za zwierzę a potem brak pieniędzy na jego żywienie, leczenie czy behawiorystę jeśli sprawia jakiś problem – uważa jedna z komentujących. Wiele osób marzących o posiadaniu psa wciąż nie zdaje sobie sprawy, z jak wielką odpowiedzialnością wiąże się opieka nad czworonogiem. Nie mają także świadomości, ile w rzeczywistości kosztuje utrzymanie i leczenie takiego zwierzaka. Mając w domu psiaka, musimy się liczyć z tym, że w każdej chwili nasz pupil może zachorować! Dlaczego weterynarze odmawiają leczenia psów za darmo? Okazuje się, że takie sytuacje spotykają weterynarzy na co dzień. Dotyczą nie tylko samych kosztów leczenia czworonoga. Opiekunowie zwierząt wymagają nieraz, by pracownik lecznicy poświęcił swoje codzienne, także rodzinne obowiązki… Pracowałam kiedyś w lecznicy, w której weterynarze byli na dyżurach pojedynczo – klinika w małym miasteczku, więc to wystarczało. Akurat tego dnia pracowała koleżanka, ja miałam wolne. o do gabinetu wbiegła kobieta z psem na rękach. To był jej pies – chwilę wcześniej potrąciła go samochodem na własnym podwórku, wjeżdżając do garażu. Koleżanka powiedziała jej, że za 10 minut kończy pracę i zamyka, a psa trzeba prześwietlić, ustalić, czy ma jakieś obrażenia wewnętrzne. Na to wszystko potrzeba czasu. Zaproponowała pani, by pojechała do zaprzyjaźnionej lecznicy (w sąsiednim miasteczku) i sama od razu zadzwoniła tam, by zapowiedzieć pilnego pacjenta z wypadku. Kobieta zrobiła jej ogromną awanturę, groziła sądem, wyrzucała, że jest weterynarzem bez serca, że nie ma powołania i że nigdy więcej już tu nie przyjdzie. Koleżanka, roztrzęsiona, wyszła chwilę po 18 i pędem pojechała do przedszkola po córkę, którą sama wychowuje, by zdążyć przed zamknięciem placówki. Czy zrobiła coś nie tak? Oczywiście, że my, weterynarze, kochamy zwierzęta, dlatego wybraliśmy taką pracę, ale mamy też życie prywatne. Naszymi dziećmi nikt inny się nie zajmie i powołanie niewiele ma tutaj do rzeczy – opowiada nam lekarz weterynarii z warszawskiej lecznicy. Konieczność pogodzenia pracy, obowiązków domowych i zarabiania na życie nie jest łatwe. Szczególnie, jeśli doda się do tego obserwowane na co dzień ogromne cierpienie zwierząt, których nie da się uratować! Goryczy dodaje także fakt, że wiele czworonogów cierpi z winy swoich opiekunów, którzy zaniedbali pupila… „Co 5 lekarz weterynarii planował samobójstwo” Okazuje się, że stres, przemęczenie, wysokie oczekiwania ze strony opiekunów i bliskie obcowanie z cierpieniem zwierząt odbija się na zdrowiu psychicznym lekarzy weterynarii. Z badań przeprowadzonych w Polsce wynika, że już co 5 lekarz weterynarii planował samobójstwo, a 4% badanych ma myśli samobójcze. Wielu z nas żyje pracą — nocne dyżury, powroty do domu grubo po godzinach pracy, gdy reszta rodziny dawno już śpi, odgrzewana szybka kolacja jedzona nad książkami weterynaryjnymi i rano do pracy — to nasza codzienność. Nie damy rady wydłużyć doby, a pacjenci nas potrzebują. A przecież mamy, tak samo jak inni — mężów/żony, dzieci, zwierzaki, oraz inne swoje pasje. Nasza praca jest pracą jak każda inna — poza ogromną pasją, jest źródłem dochodu dla nas i naszych rodzin. Trudno pogodzić jedno z drugim, a gdy dojdzie do tego frustracja i bezlitosna fala hejtu wylewana przez niektórych, łatwo o załamanie nerwowe. A przecież cierpienie zwierząt (często spowodowane przez człowieka), z którym spotykamy się na co dzień, również nie jest dla nas obojętne! Niestety wielu Opiekunów obwinia nas za wiele rzeczy: od śmierci i cierpienia zwierzaków, poprzez wysokie ceny, kończąc na czekaniu w kolejce – czytamy w poście opublikowanym na fanpage warszawskiej weterynarzy słyszy także codziennie wyzwiska i pogróżki ze strony opiekunów zwierząt. Jest to problem, z którym mierzą się wszyscy lekarze weterynarii na całym świecie. Dlatego jeśli oburzamy się na to, że weterynarze odmawiają leczenia zwierząt za darmo, pomyślmy o tym, że oni też są zwykłymi ludźmi, takimi samymi jak my. Wybrali tylko zawód weterynarza, ale nie mają obowiązku wykonywać go przez całą dobę. Udzielać się charytatywnie, na przykład lecząc potrzebujące zwierzęta za darmo, mogą po godzinach, w ramach wolontariatu, jeśli chcą. Ale przecież nie muszą. Pamiętajmy o tym!Podziel się tym artykułem:Aleksandra ProchockaSpecjalista do spraw żywienia psów, zoopsycholog, wolontariusz w Schronisku na Paluchu. Absolwentka studiów magisterskich na Wydziale Nauk o Zwierzętach, SGGW.

Śmierć psa to wydarzenie, które często jest dla opiekuna wstrząsające. W takiej sytuacji niezwykle ważne jest wsparcie rodziny. Pokrzepiające mogą okazać się nawet kondolencje smsem od bliskiej osoby. Właściciele, którzy byli wyjątkowo zżyci ze swoimi pupilami często nie mogą otrząsnąć się z żałoby przez dłuższy czas.
Śmierci psa niestety nie da się uniknąć. Do straty tej musi kiedyś dojść, czego trzeba mieć świadomość, decydując się na przygarnięcie zwierzaka. Jego odejście będzie z pewnością bardzo trudną sytuacją. Warto mieć wtedy wsparcie bliskich, a w razie konieczności skorzystać z pomocy osób mocno przywiązuje się do swoich czworonożnych towarzyszy. Nie powinno zatem nikogo dziwić, że rozstanie z nimi wywołuje skrajne emocje, zwłaszcza jeśli nastąpiło nagle. Mimo odczuwanego smutku i tęsknoty należy zadbać o pochówek dla psa. Sprawdź, co można zrobić z ciałem zwierzęcia po śmierci. Śmierć psa to bardzo trudna sytuacja dla ludzi, którzy nawiązali z czworonogiem silną więź. Utrata psa, który postrzegany jest jako pełnoprawny członek rodziny, będzie ogromnym ciosem, napawającym silnym poczuciem straty. Jest to w zupełności normalne i opiera się na tym samym mechanizmie, co w przypadku straty kogoś bliskiego. Nie powinno się wzbraniać od żałoby po psie. Doświadczane w jej czasie uczucia (tęsknota, żal, złość, płacz) świadczą o tym, jak ważne było zwierzę i że będzie go brakowało. W tym czasie zazwyczaj przywołuje się w pamięci wspólne chwile, ogląda zdjęcia i filmy czy rozmawia z bliskimi o pupilu. Wzajemne wsparcie członków rodziny jest nieocenione w procesie godzenia się ze są zdania, że aby lepiej znieść żałobę po śmierci psa, warto zawczasu mentalnie przygotować się na pożegnanie. Być może okaże się to pomocne w przypadku zwierząt umierających ze starości lub w wyniku przewlekłej choroby, kiedy ma się świadomość nieuniknionego. Nie jest jednak możliwe w sytuacji utraty czworonożnego przyjaciela na skutek nagłego wypadku czy szybko przebiegającej choroby. Nie każdy człowiek jest w stanie uporać się z odejściem czworonoga na własną rękę. Ludzie doświadczający traumy po śmierci psa lub zmagający się w jej wyniku z depresją powinni zgłosić się po pomoc do specjalisty. Najlepiej skorzystać z usług psychologa. Tak, jak w przypadku każdej straty, tak i po śmierci psa sprawdza się powiedzenie, że czas leczy rany. Nie należy obawiać się przygarnięcia do domu nowego zwierzaka. Nie bierze się go przecież po to, by zastąpił wcześniejszego, a celem nawiązania nowej relacji. Objawy zbliżającej się śmierci u psa Stan poprzedzający śmierć zwierzęcia określany jest jako agonia. Podczas niego dochodzi do stopniowego zaniku funkcji życiowych organizmu. Postępuje upośledzenie pracy wszystkich układów i utrata świadomości. W tym czasie opiekunowie powinni zapewnić zwierzęciu należyte warunki – spokojne, ciche i wygodne miejsce. Jest to też moment na pożegnanie się z nim, które sprawia, że niektórzy lepiej radzą sobie z przytłaczającymi emocjami po jego czym rozpoznać, że zbliża się śmierć czworonoga? Często spotkać się można z poglądem głoszącym, że psy przeczuwają, że przychodzi ich czas. Wówczas same znajdują miejsce, w którym chcą odejść, i w żaden sposób nie można ich z niego ruszyć. Jeśli chodzi o objawy, to na zbliżający się zgon zwierzęcia wskazują brak sił, problemy z poruszaniem się, brak apetytu, trudności z utrzymaniem równowagi, niekontrolowane wypróżnienia, wymioty, problemy ze wzrokiem, agresja lub psi opiekunowie, widząc, jak zwierzę bardzo się męczy, decydują się na przeprowadzenie eutanazji. Uśpienie psa zaoszczędzi mu cierpienia. Lekarz weterynarii zezwala na nie wyłącznie w sytuacjach, kiedy ma pewność, że zwierzę jest nieuleczalnie chore bądź w wyniku wypadku odniosło bardzo silne obrażenia. Do uśpienia psa dochodzi wskutek podania barbituranów, które znane są z działania nasennego, uspokajającego, przeciwdrgawkowego. Powodują wyłączenie kory mózgowej, bezdech i ustanie pracy serca. Cmentarze dla zwierząt i inne formy postępowania z ciałem Mimo iż powszechną praktyką okazuje się pochowanie psa na podwórku, ogródku działkowym czy w lesie, to jest ono prawnie zabronione. Jeśli psi opiekun zostanie przyłapany na takim działaniu lub ktoś złoży na niego donos, powinien się liczyć nie tylko z karą grzywny, ale też z koniecznością wykopania zwierzęcia i poddania go utylizacji, czyli spaleniu. Aby przeprowadzić utylizację, należy skontaktować się z podmiotem zajmującym się w gminie taką działalnością, po czym dostarczyć tam ciało zwierzęcia. Odpłatność wynosi zazwyczaj kilkadziesiąt złotych. Ewentualnie obowiązki te można pozostawić do realizacji weterynarzowi. Niektóre kliniki dysponują piecami do kremacji zwierzęcych zwłok, lecz koszty utylizacji w nich są zazwyczaj większe. W Polsce coraz częściej powstają cmentarze dla zwierząt. Aby umieścić w nich ciało zwierzęcia, należy skontaktować się z podmiotem prowadzącym, który wskazuje miejsce pochówku. Niekiedy firmy te zajmują się wszystkimi kwestiami związanymi z grobem. Cmentarze dla zwierząt są płatne, a koszty determinowane są głównie ich wielkością. W większości miast wynoszą od 50 zł do 300 zł za miejsce, do czego doliczyć trzeba też koszt utrzymania, który wynosi kilkadziesiąt złotych za rok.
  1. Բխ тኖцеξոсрю
  2. Սሞቷ զοснኜг
  3. Иπէናፁву рутι поጁуւ
Była skrajnie wygłodzona, a lekarz określił jej stan jako śmierć głodową. Suczka, która powinna ważyć 8 kilogramów, ważyła niecałe 3 kg. Właścicielka zwierzęcia nie poczuwa się do winy. wsteczŚmierć PsaMoże po przeczytaniu tego mądrego tekstu będzie Wam odrobinę łatwiej... Zawsze kiedy przychodzi ten dzień, w którym Twój przyjaciel spogląda Ci w oczy po raz ostatni i nawet Twoja miłość, chociażby była najsilniejsza nie jest w stanie tego zmienić... Śmierć psa .. Każdy właściciel psa wcześniej czy później zetknie się z problemem śmierci ulubieńca oraz jej konsekwencjami. Niestety, życie psa jest dużo krótsze od ludzkiego, przeciętnie około 15 lat; rzadko udaje im się dożyć wieku 18- 20 lat. Psy rasowe żyją z reguły krócej niż kundle a wszystkie zaś o wiele za krótko w stosunku do naszych potrzeb, natomiast wystarczająco długo, żeby wytworzyć trwałą więź, wystarczająco mocną, aby ich odejście uczynić prawdziwą torturą. Szczególnie bolesny jest fakt, że zazwyczaj trzymamy psa od szczenięcia; jesteśmy świadkami jak rośnie i dojrzewa, jak z naszą pomocą odkrywa świat i swoje w nim miejsce. Przeżywamy niemal te same problemy co z dziećmi, bo a to ząbkowanie, a to za słaby apetyt/za dobry apetyt, tu oparzył nos, tu kuleje, bo ktoś mu nastąpił na łapę, tu pogryzł skarpety pana lub- gdy jakaś gapa zapomniała zamknąć szafkę w przedpokoju - ostrzył sobie zęby na butach, z niewiadomych powodów wybierając same lewe, za to z dziesięciu różnych par. I tak, jak przywiązujemy się do własnych dzieci, tak samo przywiązujemy się do szczenięcia, które stosunkowo szybko wyrasta na dorosłego psa, będącego pełnoprawnym członkiem rodziny, a jego potrzeby traktowane są tak samo, jak każdego innego domownika. Dostosowujemy harmonogram dnia ,,bo z psem trzeba wyjść, wcześniej wracamy z imprez, żeby nie był sam w domu, planując urlop przede wszystkim sprawdzamy, czy w danym miejscu akceptują psy. Wszystko układa się dobrze, aż pewnego dnia zauważamy, że nasz czworonożny towarzysz nie jest taki, jak był do tej pory, że coś się zmienia. Staje się mniej energiczny, bardziej leniwy, dużo śpi i tak jakby miał kłopoty z linieniem, bo coraz więcej sierści zostaje na meblach i dywanach. I dopiero widok siwizny na psim pysku uzmysławia nam, że nasz pupil nie jest już nastolatkiem, a raczej jest- ale w sensie dosłownym, czyli w przeliczeniu na psi wiek to już staruszek. Jego lenistwo i wygodnictwo to efekt typowych chorób wieku starczego: reumatyzmu, niewydolności serca, zaburzeń trawiennych. Nagle zaczynamy zdawać sobie sprawę z przerażającego faktu, że nasz pies nie będzie z nami ,,na zawsze". Nasz pierwszy odruch to bunt: nie, to niemożliwe, pewnie mu coś zaszkodziło, on nie jest jeszcze taki stary. Prowadzimy psa do weterynarza i podejrzenie staje się faktem. Lekarz wylicza długą listę psich dolegliwości, dodając podejrzane zgrubienie wokół wątroby, sugerujące zmiany nowotworowe. Na koniec słyszymy: ,, Cóż, sądzę, że najlepszym rozwiązaniem byłoby uśpienie go". Na rozpaczliwy protest, że może jest jakiś sposób, może zastrzyki, może operacja... słyszymy krótkie: ,,to nie ma sensu". Konieczna jest tutaj mała dygresja: to, w jaki sposób lekarz zakomunikuje nam nieraz dramatyczną informację o stanie zdrowia psa i sugestię o ewentualnym uśpieniu, zależy wyłącznie od jego wrażliwości i nie ma nic wspólnego kompetencjami. Większość weterynarzy zakłada, że ich zadaniem jest dbałość o zwierzęta, a właściciele sami mają sobie radzić. A beznamiętna propozycja uśpienia nie wynika z jego obojętności ale z wiedzy i doświadczenia, które mówią mu, że w danym przypadku byłoby to tylko odwlekanie nieuniknionego i niepotrzebne przedłużanie cierpień zarówno psa jak i jego opiekuna. Ponadto weterynarze zdają sobie sprawę, że wiele osób nie zdobędzie się na odwagę, żeby przyprowadzić psa specjalnie do uśpienia i kierując się wyrzutami sumienia, litością, fałszywą nadzieją ,,bo przecież on tak bardzo nie piszczy, więc chyba go nie boli"- przedłużają agonię zwierzęcia. Każdy chciałby, aby ci, których kocha, żyli wiecznie, a jeżeli muszą umrzeć- to niech to będzie lekka, bezbolesna śmierć: ot, położył się, zasnął i już nie obudził. Rzeczywistość jest jednak znacznie bardziej okrutna, zwłaszcza jeśli chodzi o zwierzęta domowe. Żyją one znacznie dłużej, niż w warunkach naturalnych, a to oznacza, że wydłużył im się okres starości. Natura nie przystosowała zwierząt do znoszenia cierpień wieku starczego, dając im w zamian drapieżniki i surowy klimat. W warunkach domowych, gdy pożywienie i schronienie nie stanowią problemu, na pierwszy plan wysuwa się ucieczka od chorób, które nieodłącznie towarzyszą starości. W czasach współczesnych rzadko zdarza się, żeby ktoś umarł po prostu ze starości, zwykle towarzyszy temu szereg tzw. chorób cywilizacyjnych; dotyczy to również psów, zwłaszcza ,,miejskich". Wraz ze starczym spadkiem odporności słabnie serce, odzywają się skatowane spalinami płuca, nerki przefiltrowały już tyle chloru, fluoru, kamienia i innych zanieczyszczeń, że usypałby z nich piramidę, a wątroba dawno zgromadziła cały układ okresowy pierwiastków, z metalami ciężkimi na czele. Jeśli dołożyć do tego częste schorzenia nowotworowe i alergiczne, uzyskujemy obraz daleki od złotej jesieni psiego żywota. Decyzja o uśpieniu jest bardzo trudna. Oczywiście, nie ma takiej potrzeby, jeśli pies nie cierpi (pamiętajmy jednak, że cierpieć a okazywać cierpienie to dwie różne rzeczy). Podstawową wskazówką jest jego samopoczucie. Jeśli pies nadal próbuje aktywnie uczestniczyć w ,,życiu rodzinnym" wystarczy mu staranna opieka i drobne udogodnienia, typu dodatkowy stopień przy ulubionym fotelu. Jeśli natomiast zaczyna odizolowywać się od otoczenia, zaszywa się na swym legowisku, przestaje reagować na obcych czy zaproszenie na spacer- jest to już sygnał, że musimy ponownie odwiedzić weterynarza a dla naszego towarzysza będzie to prawdopodobnie ostatnia wizyta. Zaczynamy rozpaczliwie szukać wymówek, żeby jej uniknąć. Dręczą nas wyrzuty sumienia i poczucie winy, bo to niemal jak zdrada i morderstwo za jednym zamachem. Dochodzi do tego strach, że pies przeczuje własną śmierć i co sobie o nas pomyśli w ostatnich chwilach życia. Przypominają się zasłyszane opowieści, jak to psy wyły i próbowały uciekać od weterynarza i jak strasznie cierpiały przy uśmiercaniu. Dla niektórych usypianie psów jest równoznaczne z eutanazją ludzi i widzą tu dylemat natury moralnej. Ale najgorsza jest myśl: ,,Przecież będę musiał przy tym być! Ja tego nie zniosę! Nie mogę patrzeć, jak on umiera!" O ile nie ma możliwości, żeby pomóc właścicielowi psa, właściciel może pomóc swemu psu. Pierwsza rzecz, to pozbycie się poczucia winy. Nie usypiamy psa dla naszego widzimisię; robimy to wtedy, gdy pies cierpi i nie ma innej możliwości, żeby oszczędzić mu dalszego bólu. Odpowiedzialność za zwierzę nakłada na opiekuna konieczność podejmowania nieraz trudnych decyzji ale jest to regulowane przepisami prawnymi, a te stanowią jasno, że gdy stan zwierzęcia nie rokuje nadziei na poprawę, właściciel ma obowiązek podjąć wszelkie działania zmierzające do skrócenia jego cierpień. Pies nie przeczuwa własnej śmierci, on tylko rozpoznaje nasz lęk i frustrację i na te uczucia reaguje. Jeżeli wiemy, że nasza decyzja jest słuszna, pies również nie okaże strachu. Sam zabieg - przeprowadzony z odpowiednią ilością środka usypiającego - nie jest bolesny i pies zasypia spokojnie z łbem na kolanach właściciela, który dopiero po dłuższej chwili orientuje się, że jego czworonożny przyjaciel biega już po Ostatniej Łące. Śmierć kończy cierpienia psa ale dla jego właściciela rozpoczyna się długi i bolesny proces akceptacji straty i powrotu do normalnego życia. Nie ma różnicy, czy pożegnaliśmy bliskiego człowieka czy zwierzę- żal jest ten sam i tylko jego nasilenie zależy od siły wytworzonych między nami więzi. Wiele osób wstydzi się przyznać, że większym wstrząsem była dla nich śmierć domowego ulubieńca niż kochanego, ale rzadko widywanego krewnego. Tymczasem jest to reakcja jak najbardziej naturalna- jeśli nie mamy kogoś na co dzień, jego odejście nie burzy porządku naszego świata. Żal po stracie bliskiego przyjaciela (obojętnie, dwu- czy czworonożnego) przybiera różne formy, ale zawsze można wyróżnić kilka następujących po sobie etapów. - szok - gwałtowna reakcja, następująca natychmiast po stracie; nie wierzymy w to, co się stało. Nawet jeśli byliśmy przygotowani (starość, choroba), jeśli byliśmy obecni, gdy weterynarz uwalniał go od cierpień - patrząc na martwe ciało naszego psa, nie wierzymy, że to już koniec. Dużo gorzej, gdy śmierć nastąpiła nagle, np. wskutek wypadku lub gwałtownej choroby. Początkowo nie dopuszczamy do siebie informacji, że to się mogło przydarzyć, a gdy powoli zacznie to do nas docierać, następuje etap drugi: - gniew - to stadium żalu, trudne do opanowania, zwłaszcza gdy pies śmierć psa była przypadkowa; wyładowujemy frustracji poprzez irracjonalną złość do wszystkich o wszystko. Największe pretensje mamy do tych, których psy żyją i cieszą się dobrym zdrowiem. Po wybuchachu gniewu przychodzi kolej na trzeci etap żalu: - izolacja i zrozumienie - wyczerpanie atakami złości daje o sobie znać i szukamy odosobnienia, zwykle w poczuciu wyobcowania, niezrozumienia przez otoczenie. Powoli dociera do nas, że cokolwiek byśmy nie zrobili- nic nie zmieni tego, co się stało. Nie ma sensu oczekiwać, że jakimś magicznym sposobem czas się cofnie i usłyszymy w nocy znajomy stukot pazurów po posadzce i węszenie pod drzwiami sypialni. Psa już nie ma i nigdy nie wróci. Gdy w końcu dociera do nas prawda o definitywnym rozstaniu z pupilem, rozpoczyna się najtrudniejszy etap: - poczucie winy - podczas gdy gniew skierowany był przeciw całemu światu, tym razem obwiniamy siebie. Zaczyna się katowanie ,,gdybaniem": ,,gdybym wcześniej zauważył, że jest chory..., gdybym poszedł do drugiego weterynarza..., gdybym nie spuścił go ze smyczy przy ruchliwej drodze...". Prawdziwe katusze przeżywają właściciele, którzy usypiali swoje psy- wszystkie wcześniejsze wątpliwości wracają z podwojoną siłą. I chociaż po krótszym lub dłuższym czasie uzmysłowimy sobie, że zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy, nie uchroni to nas przed kolejnym etapem: - depresja - w tym stadium jesteśmy już pogodzeni z naszą stratą ale nie z naszym bólem. Zapada twarda decyzja ,,nigdy więcej żadnego psa, drugi raz tego nie zniosę". Ból stopniowo przycicha, by co jakiś czas odezwać się gwałtownie, gdy podczas wiosennych porządków natkniemy się na jakieś zapomniane psie zabawki czy zapas kości, przemyślnie poutykanych w zakamarkach szaf. Przychodzi jednak czas, gdy zaczynamy tęsknić do normalnego życia. ,,Normalnego"- czyli do spacerów przy każdej pogodzie; do radosnych powitań, niezależnie od naszego humoru; do wdzięcznego słuchacza, który nigdy nie sprzeciwia się naszym osądom a przede wszystkim do jedynego w świecie, psiego spojrzenia i jego absolutnej, bezwarunkowej miłości. Znaczy to, że doszliśmy do ostatniego już etapu żałoby: - akceptacja - to pogodzenie się z nierozłącznością życia i śmierci. Albo kochamy i ryzykujemy cierpienie albo nie kochamy wcale. W tym przypadku ceną za psie uczucie jest ból, jaki odczuwamy po jego stracie. Nie ma żadnych reguł, jak długo człowiek cierpi i ile powinny trwać poszczególne etapy. Jedno jest pewne: taktowne, przyjacielskie wsparcie może pomóc przetrwać najgorszy okres rozpaczy, a właśnie o nie jest najtrudniej. Propozycja prezentu w postaci nowego psa jest równie delikatna co swaty do wdowy podczas pogrzebu męża. Ktoś wyraził się dosadnie, że w naszym kraju lepiej jest stracić kochankę niż psa- bo za kochanką to chociaż można popłakać. Dziecko, owszem, ma prawo się mazać- od tego jest dzieciak; stara panna również, bo wiadomo, dziwaczka i histeryczka. Ale żeby dorosły chłop jakieś brewerie wyprawiał z powodu psa? Nienormalny czy co? A niech se kupi drugiego i po krzyku. Trzeba przyznać, że na zrozumienie ze strony otoczenia mało kto może liczyć. W Stanach Zjednoczonych, które przodują pod względem różnorodności grup samopomocy, zorganizowane są specjalne wolontariaty telefoniczne dla ludzi, którzy stracili swoich pupili. My chyba na to jeszcze długo poczekamy. Na razie możemy liczyć na zniecierpliwione zdziwienie, że ,,tyle hałasu o starego psa, gdy w kraju bieda i bezrobocie". Pozostaje więc wsparcie innych ,,psiarzy", z których część ma już te doświadczenia za sobą. I chociaż rzadko przyznają się do własnych uczuć, wiedzą jak dotkliwie boli taka strata. Nie mamy wielkiego wpływu na to, jak długie będzie życie naszych ulubieńców, ale tylko od nas zależy jak bardzo będzie ono szczęśliwe ! ! ! Autor: Tekst autorstwa dr Ewy Walkowicz Źródło: znalezione w sieciDodał: malawaszka, dnia: | Aktualizacja: Sznaucery do adopcji - Artykuły - Śmierć Psa PB4I1j0.
  • mf8uao547k.pages.dev/260
  • mf8uao547k.pages.dev/128
  • mf8uao547k.pages.dev/122
  • mf8uao547k.pages.dev/371
  • mf8uao547k.pages.dev/139
  • mf8uao547k.pages.dev/57
  • mf8uao547k.pages.dev/370
  • mf8uao547k.pages.dev/305
  • mf8uao547k.pages.dev/315
  • śmierć psa z winy weterynarza